We wrześniu koniec procesu ws. wybuchu gazu w Jankowie Przygodzkim, w którym zginęły dwie osoby
Jak przekazał PAP rzecznik Sądu Okręgowego w Kaliszu sędzia Marek Urbaniak, prokurator wniósł o uznanie oskarżonego za winnego i wymierzenie mu kary 2 lat więzienia.
"Oskarżyciel zawnioskował o orzeczenie zakazu pełnienia funkcji kierowniczych w budownictwie na okres 10 lat i obciążenie częściowymi kosztami postępowania sądowego w kwocie do 100 tys. złotych. Prokurator złożył też wniosek o przyznanie zadośćuczynienia pięciu pokrzywdzonym, którzy doznali obrażeń ciała” – powiedział sędzia Urbaniak.
Obrońca oskarżonego wniósł o jego uniewinnienie, a w przypadku skazania o warunkowe zawieszenie kary pozbawienia wolności oraz o niezasądzanie kosztów postępowania sądowego. Mężczyźnie grozi do 8 lat więzienia.
Do wybuchu gazu w Jankowie Przygodzkim k. Ostrowa Wlkp. doszło 14 listopada 2013 r. około godziny 13. W wyniku rozszczelnienia gazociągu i pożaru spłonęło 12 budynków mieszkalnych i gospodarczych. Część wymagała rozbiórki. W katastrofie zginęły 2 osoby - pracownicy firmy budującej gazociąg, a 12 doznało poparzeń ciała II i III stopnia. 10 rodzin straciło dorobek swojego życia. W akcję ratowniczą zaangażowanych było 200 strażaków, 7 zespołów ratownictwa medycznego i 115 policjantów. Straty oszacowano na ponad 10 milionów złotych.
Prokuratura zakończyła śledztwo w 2018 r. W toku postępowania zgromadzono szereg specjalistycznych opinii. Śledztwo kosztowało 200 tys. zł.
Proces ruszył w Sądzie Okręgowym w Kaliszu w grudniu 2021 r. Na ławie oskarżonych zasiadł 39-letni wówczas Mikołaj K. Został oskarżony o to, że "nieumyślnie sprowadził zdarzenie zagrażające życiu i zdrowiu wielu ludzi oraz mieniu w wielkich rozmiarach, mające postać strumieniowego pożaru gazu". "Pełniąc obowiązki inżyniera budowy gazociągu wysokiego ciśnienia nie dostosował sposobu prowadzenia robót ziemnych do wymogów określonych w projekcie" – brzmi fragment treści aktu oskarżenia.
Przyczyną wybuchu – zdaniem śledczych - było wadliwe układanie ziemi wydobywanej z wykopu w pobliżu istniejącego pasa transmisyjnego już poprzedniego gazociągu, co w efekcie doprowadziło do jego rozszczelnienia, a następnie wydobycia gazu i powstania pożaru strumieniowego. Według opinii biegłych, sporządzonych na wniosek prokuratury, składowana hałda urobku była zbyt blisko wykopu, a jej wysokość dwukrotnie przekroczyła obowiązujące normy (przepisy mówią o 2 metrach, a były 4 metry). Spowodowało to zbyt duży nacisk na krawędź wykopu i w konsekwencji wypchnięcie biegnącego pod hałdą czynnego rurociągu, a następnie jego rozerwanie.
Mężczyzna, któremu grozi do 8 lat więzienia, nie przyznał się do winy. Jego adwokat Małgorzata Ordziejewska podkreślała na początku procesu, że oskarżony podczas inwestycji nadzorował równocześnie trzy ekipy montażowe w różnych miejscach i nie był w stanie fizycznie temu podołać. "Przy inwestycji pracowało bardzo wielu podwykonawców, podmiotów, które według prawa budowlanego również powinny być odpowiedzialne za zdarzenie" – powiedziała wtedy PAP.
Wyrok ma zapaść pod koniec września. (PAP)
Autorka: Ewa Bąkowska
bak/ aba/